szedłem krawędzią
wielkiej przestrzeni
niebo zszyło się z oceanem
falowało życie
margines błędu
niknął w horyzoncie
.
widziałem myśli
jeszcze nie całkiem
wyzwolone z cielesnej powłoki
szukały zatoki
wyciszonych fal
żeby wzmocnić siły
.
prowadził mnie dźwięk
skomponowany
przez coś wciąż grającego we mnie
łagodniał wtedy sen
instrumentarium
do leczenia uczuć
.
czułem puls ziemi
raczej jej oddech
życiodajny jak pierś kobiety
szmer trawy o świcie
dotyk wzruszenia
świat ogromniał pięknem
.
szedłem krawędzią
miłości (net)
Za komentarze bardzo dziękuję...zasyłam WAM moc ciepłych pozdrowień
Ładny wierszyk 😄😋💋😚
Bardzo ładny wiersz pozdrawiam.